16 marca 2017

Post o ojcostwie, czyli mama może odpocząć



Czasem siedzę w kuchni i piję samotną herbatę. Herbatę, która sama w sobie niesie jakąś tajemnicę. Filiżanka w mojej dłoni nabiera szlachetności, a złocisty płyn, który sączę nastraja mnie do rozmyślań o tym, co ważne. Kiedy Chłopaki bawią się w pokoju obok mam wielką ochotę, żeby do nich dołączyć. Poudawać razem ze Sławem szczekającego psa lub dla odmiany śmiać się wraz z Dominim z tego, jak dziwnie brzmi tenże pies w wykonaniu Sława. Tak właśnie jest dziś. Ale nie. Nie robię tego, choć korci mnie okrutnie - mam jednak pewien powód, o którym napiszę w dalszej części moich rozważań. Spokojnie upijam kolejny łyk, pozwalając sobie na poukładanie myśli. Moich Chłopców i mnie dzieli cienka ściana, przez którą z lekkością i łatwością przepływa wszystko, co dzieje się "po sąsiedzku" ;) Chcąc nie chcąc słyszę, jak dokazują. Słyszę ton głosu Sławka i piski Dominika. Te wszystkie: "Synku, a to jest lew. A wiesz gdzie żyje lew?" albo "Dominek, nie otwieraj szuflady, bo przytniesz paluszki". Zza ściany dobiegają do mnie słowa pełne radości, troski i miłości. Słowa mojego Męża, który zajmuje się naszym Synem. Ale nawet gdybym tych słów nie słyszała, wiedziałabym, że Sław zajmuje się Dominikiem najlepiej, jak umie. Ufam mu i wiem, że nasz Syn jest z nim bezpieczny, a ja mam chwilę wytchnienia. Nie muszę go do tego namawiać, nie muszę go do tego zmuszać, bo Sław lgnie do naszego Chłopca niesamowicie, a rodząca się pomiędzy nimi więź jest tak niezwykła, jak niezwykła może być więź między ojcem a synem.


Dlaczego o tym piszę? Bo zupełnie niedawno rozmawiałam z koleżanką, która skarżyła się na to, że jej partner nie poświęca ich dziecku czasu, bo... według niego to zupełnie niemęskie. Ona, choć pracuje na pełen etat, nie może liczyć na pomoc człowieka, z którym się związała, a ich blisko 3-letni syn tatę zna głównie ze zdjęć i powtarzanego jak mantra zdania: "nie przeszkadzaj, zmęczony jestem po pracy". I jeszcze zdradziła mi się z podejrzeniem, że jej mężczyźnie wydaje się, że teraz nic nie musi, bo wystarczy, że włączy się w wychowanie, gdy chłopiec stanie się nastolatkiem, a on, jego ojciec przedłoży mu wtedy wszystkie mądrości życiowe, podzieli się swoim doświadczeniem i w ten sposób zostaną świetnymi kumplami.


Czy ojciec angażujący się w opiekę nad dzieckiem jest niemęski?


Większej bzdury nie słyszałam. Poważnie. Dla mnie to tani wykręt, choć silnie osadzony w mentalności naszego społeczeństwa. Pamiętam, z jakim zgorszeniem ludzie reagowali, kiedy mówiłam, że Sław umył po obiedzie naczynia, bo jakże to tak: facet przy garach?, facet w fartuszku?! To takie NIEMĘSKIE. Mam wrażenie, że społecznie funkcjonuje mit, że to, co MĘSKIE należy utożsamić z testosteronem, który jednoznacznie prowadzi albo do bójki, albo do innego mordobicia. I o ile męska jest brawurowa jazda autem (i kto powiedział, że jest ona zarezerwowana tylko dla mężczyzn?), męski jest boks i męskie jest okładanie żony przez alkoholika, o tyle dbanie o dom jest niemęskie, dbanie o swoją partnerkę życiową jest niemęskie, a już zmienianie dziecku pieluch to totalny obciach/upadek/żenada. Strefa domowa przynależy kobietom, mężczyźni mają w domu odpoczywać. To, co poza domem, jest męskie, jest strefą działania. Szczęśliwie świat zmierza ku lepszemu, a przynajmniej taką mam nadzieję: kolejne etapy ciąży są dla przyszłych rodziców czasem na sprecyzowanie swoich oczekiwań względem partnera. Pary oczekujące dzieci są coraz bardziej świadome, że nie istnieje podział na ważną matkę i nieważnego ojca - dziecko potrzebuje obojga rodziców, ich troski, miłości i zaangażowania. Tak rodzi się bliskość między nimi, tak powstają relacje, które będą rozwijać się przez całe życie i które determinować będą późniejsze decyzje czy wybory pociechy. Osobiście dostrzegam kwintesencję męskości Męża w tym, z jaką troską i delikatnością zajmował się naszym Synkiem od samego początku. To najwspanialszy dar, który od niego otrzymałam: pomoc w równowadze, bez ględzenia, że przecież po pracy chce odpocząć, bez dąsów, że kiedy ja przygotowuję obiad, to on musi przebrać Dominika, bez robienia z tego hecy: patrz, jaki wspaniałomyślny jestem. Zaangażowanie Sława wynika z jego miłości do nas, może trochę z poczucia obowiązku, ale nigdy z przymusu.

Czy ojciec angażujący się w opiekę nad dzieckiem jest biedny?


Pewnie znacie ten obrazek: obiad u teściów, podczas którego mamusia mówi do dorosłego już syna, że po co on te talerze bierze i do kuchni chce nieść? Przecież to zrobi za niego jego żona lub ona, matka. On na pewno jest biedny i zmęczony, a tu taki obrazek, że brudne naczynia. Biedny jest również, kiedy ma napoić niemowlaka butlą, bo przecież on się zapracowuje, a ona siedzi w domu i nic nie robi. Oj, biedny on. Przecież jest na etacie, tyra, zarabia na utrzymanie rodziny i jeszcze po powrocie z pracy czekają na niego domowe obowiązki! Nie może tak być! A ona? W domu od rana, wstaje, gdy wstanie dziecko, je, bawi się z latoroślą, telenowele ogląda. No, obiad ugotuje i pranie zrobi. Nic wielkiego. Ona nie jest biedna! Ma czas dla siebie. Ma dom. Ma za co żyć. Ma dziecko. Zaklęte koło... I myślenie zupełnie oderwane od rzeczywistości. Jeszcze 20 lat temu może by to przeszło, ale nie dziś. Na szczęście. Społeczeństwo uczy się doceniać pracę kobiet w domu i dostrzegać, że ma ona prawo do chwili dla siebie. Ojcowie dziś nie są biedni. Są bogatsi! O doświadczenie bycia z dzieckiem, emocjonalne uczestniczenie w życiu rodziny. Mają szanse zobaczyć pierwszy krok dziecka. Nie muszą wstydzić się tego, że te najprostsze zabawy, czas wspólnie spędzany daje im więcej sił i motywacji. To jest dla mnie bogactwo. Mój Mąż ma fantastycznego tatę, który w momencie gdy pierwszy raz został ojcem musiał zająć się dzieckiem, bo jego żona źle zniosła poród i niektórych rzeczy nie była w stanie zrobić... Kąpał więc i przewijał siostrę Sława, bez ujmy na honorze i bez biedowania, że za dnia ma tyle obowiązków, a i w domu pomóc musi. Kiedy powiedzieliśmy, że obawiamy się pierwszej kąpieli Dominika, z miejsca zaoferował się pomóc :) I choć nie skorzystaliśmy z jego pomocy, to pamiętam jak było mi miło, kiedy wyszedł do nas ze swoją propozycją.

Bo on nie jest gotowy na bycie ojcem.


Serio? A można tak naprawdę być gotowym? Nie tylko na bycie ojcem, ale i matką. Czy są jakieś sprawdzone scenariusze, o których ja nie wiem? Ciąża, nawet ta najbardziej upragniona, wyczekiwana i wymodlona kończy się (oby zawsze!) szczęśliwym pojawieniem się na świecie nowego człowieka, do którego nikt nie doda instrukcji obsługi. Ani na porodówce, ani na oddziale poporodowym, ani wreszcie na wizytach patronażowych położnych. Każde dziecko jest inne i ma inne potrzeby. Nasze oczekiwania i wyobrażenia mogą pokryć się w 100%, a mogą w 100% rozminąć się z rzeczywistością, bo to dziecko determinuje całokształt ( o czym pisałam w poście: Post analityczny, czyli o wyobrażeniach ścierających się z rzeczywistością). I choćby przeczytało się wszystkie poradniki dla przyszłych rodziców, to wiedza w nich zawarta albo nie pasuje do sytuacji, albo dziecko reaguje inaczej niż to zostało przewidziane, albo, pod wpływem emocji, nie uda się zastosować do porad książkowych, bo człowiek jest tylko człowiekiem. Oczywiście, element zaskoczenia w przypadku nieplanowanej ciąży ma tu duże znaczenie. Jednak 9 miesięcy trwania stanu błogosławionego daje czas, by oswoić się z myślą o zostaniu rodzicem. Daje czas na podjęcie decyzji o tym, by w tym uczestniczyć lub nie. I choć zdarzają się faceci uciekający od swoich ciężarnych wybranek... to jednak jest ich nieporównanie mniej, niż tych, którzy zostają, angażują się i chcą uczestniczyć w cudzie narodzin oraz dalszym wychowaniu swojego potomstwa.

Jak pomóc tacie być... tatą?


Dobre pytanie, prawda? A odpowiedź wydaje mi się dość oczywista: przestać ingerować. Nie trajkotać chłopu nad uchem: "źle go trzymasz", "zapnij inaczej pampersa, bo spadnie", "to ja ci pomogę", a już hitem byłoby: "to ja cię wyręczę". W żadnym wypadku! Niech Twój mężczyzna sam się pewnych rzeczy nauczy, przecież Ty również nauczyłaś się metodą prób i błędów. Niech Twoja żona zostawi Cię z dzieckiem na godzinkę, niech się zdrzemnie w sypialni. A Ty poznawaj swojego brzdąca, ucz się jego obsługi (uwierz mi, Twoja żona też się jej uczyła, uczy i uczyć będzie przez całe życie). Jesteście partnerami. Wspierajcie się i uczcie od siebie nawzajem, a będzie Wam łatwiej! Tym bardziej, że nie zawsze jest słodko. Nieprzespane noce, codzienne problemy, zmęczenie odciskają swoje piętno. I choć dziecko równa się szczęście, miłość i radość, to czasem można pozwolić sobie na ponarzekanie lub przyznanie się do własnych słabości. Facet, który jednak już od progu witany będzie każdego dnia narzekaniem i zrzędzeniem, w te pędy ewakuuje się do garażu czy innego schronu, bo marudzić można, ale z umiarem. Dodatkowo wychodzę z założenia, że skoro Dominik ma mnie na wyłączność w czasie, kiedy Sław jest w pracy, to potrzebuje również czasu na wyłączność z tatą - tak, by ich relacja miała szansę się pogłębiać i umacniać z każdym dniem. I choć teraz mój Chłopiec jest jeszcze mały, to oczyma wyobraźni widzę, jak za kilka lat wybierają się ze Sławem na męskie wyprawy, podczas których mój Mąż będzie pokazywał naszemu Synowi świat tak, jak on go widzi. Będzie miał szansę zarazić go pasją do słuchania dobrej muzyki, do filozofii. Dziś, kiedy Chłopaki razem dokazują na macie lub kiedy są na spacerze, ja mam szansę odpocząć, popracować na komputerze, ale też mam pewność, że z czasem te aktywności zaprocentują, że Dominik będzie wiedział, iż może nas zawsze poprosić o pomoc, zawsze będzie mógł z nami porozmawiać, zawsze będzie mógł na nas polegać. Na nas obojgu, bo przecież od tego ma się rodziców!


 

Jeśli ojciec już na początku wyłączy się z opieki nad dzieckiem... to może nie znaleźć drogi powrotnej.


A od tego tylko krok do tego, by ten tata, który tak dumnie przecinał pępowinę, stał się dla dziecka zupełnie obcym człowiekiem. Bez bliskości na początku, bez stopniowego wzajemnego poznawania się, może okazać się, że z dzieckiem łączy ojca tylko nazwisko... Z biegiem lat nie pojawi się TEN PRZEŁOMOWY MOMENT, który wszystko zmieni; bo ojciec poczuje się nagle uprawniony do tego, by z dzieckiem porozmawiać, nawiązać kontakt. Nigdy nie będzie odpowiedniego momentu na zaangażowanie się, jeśli na wstępie to nie nastąpiło. I owszem, zawsze trzeba próbować i zawsze jest szansa, ale pomyślcie, ile chwil, które mógł wypełniać śmiech i radość, zostało zaprzepaszczonych? Ile dni zmarnowanych? Ile wypraw się nie odbyło? Ilu albumów razem nie przesłuchali, filmów nie przedyskutowali? Ile stracili czasu? I on, ojciec, i to dziecko, pozbawione jednego z najważniejszych czynników, wpływających na dalsze życie. Jest jeszcze druga strona medalu: bo nawet jeśli w tacie wreszcie obudzi się potrzeba nawiązania z dzieckiem relacji, to... dziecko może jej nie zechcieć. Może już jej nie potrzebować. Może nie zrozumieć, czemu tyle musiało czekać na chwilę, w której ojciec się nad nim pochyli i przemówi zupełnie ludzkim głosem. Pojawia się tutaj niezręczność i zażenowanie sytuacją, z której nie wiadomo jak wybrnąć. Nie wyobrażam sobie sposobu na skruszenie muru, który dziecko zdążyło wznieść wokół siebie.

Kto na tym traci?


Tak naprawdę wszyscy. Cała rodzina traci i cierpi, bo gdzieś zagubiło się to, co powinno ich scalać. Dziecko uczy się obserwując, chłonie wzorce. Brak ojca prawdziwie zaangażowanego też jest wzorcem. Wiecznie zapracowana matka, która dwoi się i troi, by lukę po ojcu załatać, stanowi punkt odniesienia. Ojciec staje się zbędny. I pewnie przyjdzie taki czas, gdy właśnie tę niepotrzebność boleśnie odczuje. Współczesne społeczeństwo nie opiera się już na szacunku dla samego szacunku. Teraz, aby zaskarbić sobie szacunek, trzeba na to zapracować. Bycie rodzicem nie jest równoznaczne z byciem rodzicem kochanym i przez dziecko szanowanym - dziecko to istota myśląca i czująca. Rodzic musi to zrozumieć, by móc zatracić się w misji, jaką jest wychowywanie. Musi zrozumieć, że to jego czyny zadecydują, czy dziecko będzie czuło się kochane i chciane, czy raczej odrzucone i zbędne. Jeśli ojciec będzie ignorował potrzebę bliskości dziecka, więź między nimi nie zaistnieje. Ucierpi na tym również jego związek, bo przecież, kiedy kobieta staje się matką i ojcem w jednym, to rośnie w niej gorycz, jest zmęczona psychicznie i fizycznie. Brak realnego partnera prowadzi do konfliktów. A jak daleko jest od nieustannych kłótni: "bo ty mi nie pomagasz" do rozstania, do rozwodu? Wolę nie wnikać.

Decydując się na napisanie tego posta przejrzałam kilka materiałów naukowych, żeby nie było, że nie mam czym podeprzeć moich słów. Z pracy Joanny Włodarczyk: Być tatą. Wyniki badania polskich ojców wyłania się krzepiący obraz zmieniającego się trendu ojcostwa; tego, że panowie chcą i angażują się na równi z paniami w opiekę nad dzieckiem, przecząc tradycyjnemu modelowi. I tak sobie myślę, że chciałabym, aby za jakiś czas równość i partnerstwo rodziców stało się normą, a nie modelem nowoczesnym.

Przed nami piątek. Niech będzie piękny i spokojny. My w sobotę jedziemy do moich rodziców. Pewnie przez tydzień nie uda mi się zajrzeć na bloga, ale wrócę :) Wrócę na pewno :)


Ps. Zdjęcia, które zamieściłam, powstały podczas cudnej sesji u Aleksandry Drutel-Jenek. Olu, dziękujemy za wspaniałą pamiątkę!

Brak komentarzy

Prześlij komentarz