1 grudnia 2017

Widać. Nie widać. Trochę widać. Nie widać. O, teraz trochę widać!


Pomiędzy rozjazdami, pomiędzy nowymi obowiązkami, pomiędzy tym, co konieczne, choć nie zawsze miłe - rodzi się taka chwila, jak ta. Idealnie skąpana w ciszy, aromatyzowana cynamonem (którym nastrajam się już zimowo). Chwila wytchnienia i refleksji, gdy mój Mały Chłopiec chrapie nieopodal, w rytmie snów, oby ładnych; a ten Większy właśnie dzwonił z Francji, że mu tam bezpiecznie i ładnie, i miło :)

Ostatnio tyle się u mnie dzieje. Ostatnio pisałam do Was i dla Was w czerwcu, dziś rozpoczyna się grudzień. Czas biegnie jak szalony, a ja staram się za nim nadążyć! Staram się to moje bycie TU i TERAZ akcentować najmocniej, jak to możliwe, choć sytuacja na froncie wygląda tak: żyjemy na dwa domy - jeden w Słupsku, jeden u dziadków, mąż zmienił pracę - na lepszą (ku chwale ojczyzny!), przed nami widmo przeprowadzki i to wcale nie w nadmorskie strony - ze względów praktycznych, by łatwiej nam było panować nad codziennością. Choroba babci na dobre determinuje każdy kolejny mój dzień. Dziś jestem tutaj, w domu który pamięta moje pierwsze kroki, wakacje pewnie wszystkie, kiedy kończył się rok szkolny; ale w przyszły weekend liczę na wyjazd do nas, do naszego mikro mieszkanka, które już czeka, ustrojone w bombki czerwone i złote, i zielone!  Wszystko się zmienia jak w kalejdoskopie, a ja kurczowo łapię się tego, by wyciągać ile się da z chwil najprostszych, gdy spacer smakuje słodką bułką i wygląda oszronionymi pajęczynami. Gdy śmiech Dominika brzmi w moich uszach muzyką spełnienia. Gdy wiem, że u wszystkich dobrze się dzieje.



Lubię proste historie i małe radości. Świece, światełka i lampiony. Ciepłe czapki, grube swetry, za długie szale. Lubię, gdy wiatr plącze mi włosy, a mróz szczypie w policzki. Lubię wreszcie, gdy rodzą się nowe dzieci, gdy inni się pobierają. Cieszą mnie ludzie. Nawet ci, których już prawie nie znam, choć tyle lat razem chodziliśmy do jednego liceum. Lubię przypadki, przez które można odmienić życie.


A jednak czasem uciekam. Zamykam się w maleńkim pokoju i czekam... Profesjonalnie wtapiam się w biel ściany. Nie ma mnie. Liczę gwiazdy na nocnym niebie (co nie jest zadaniem łatwym - patrząc z perspektywy okna starego domu na małej wioseczce, takiej jak ta). Nieśmiało gładzę okładki pustych jeszcze zeszytów. Odkładam złe myśli lub przekładam je na później. Przeglądam zdjęcia i wzruszam się po stokroć na widok moich ulubionych maleńkich stópek, które już wcale nie są takie małe - które same drepczą, biegają, wspinają się i wyczyniają takie rzeczy, że czasem się zastanawiam czy to właśnie mój Syn nie przeczy prawom fizyki?! A potem siadam do komputera i piszę ten tekst, bo nawet jeśli nie wszystko idzie zgodnie z planem - to jest we mnie ta pewność niezłomna: życie jest piękne! W życiu, obok chwil trudnych - zawsze będą te lepsze.

Cieszę się, że przerwę naznaczył post o miłości, że to jej ślad nie zamykał mojego pisania, a jedynie kazał poczekać. I dziś, choć nie obiecam Wam na pewno, że tak będzie - nieśmiało marzę o pisaniu jednego posta na tydzień, z nadzieją na publikację, jeśli mi internetu wystarczy! Nieśmiało też marzę o naszych Świętach! Planuję. Przygotowuję. Zarzucam sieci na śliczne pierdółki, ozdóbki, pachnące woski, kolorowe herbaty. Odrobina wytchnienia i przyjemności, by żyło się łatwiej i milej.


Więc siedzę w maleńkim pokoiku, sącząc gorącą herbatę (której smaku nie znoszę, ale nie wypada mi pić tylko kawy od rana do nocy) i spoglądam dokoła. Mój drugi ulubiony kubek już się tutaj zaadaptował i bezpiecznie odstaje na parapecie. Niebo spokojnie wisi za oknem, a gwiazdy srebrzą się jak w bajkach dla dzieci. Gonitwa myśli rozpływa się w delikatnym świetle krągłych lampeczek, które przywędrowały z nami aż tutaj, bez poczucia straty. Jeszcze tylko poskładam pranie i będę mogła pójść spać. Z nadzieję, że jutro nie zabraknie mi esencji samej siebie. I uśmiechu.

Pięknego dnia! Pięknego grudnia! 






Ps. Tęskniłam, tak bardzo tęskniłam za tym cichym stukaniem w klawiaturę! Choć trochę odwykłam :)

Ps. 2. Zdjęcia do posta wybrałam celowo: najpierw mieszanka wybuchowa z minionych miesięcy, kiedy mnie tutaj nie było, a później kadry z naszego listopadowego spaceru - plaża w Ustce nie przestaje mnie zachwycać!

Ps. 3. Chciałam Wam powiedzieć, że jeśli nie znacie jeszcze Z pamiętnika położnej - to musicie to koniecznie zmienić. Wróciłam do tego serialu po jakimś czasie i zakochałam się w nim na nowo!

Ps. 4. A jeśli potrzebujecie filmu, który Wami wstrząśnie i zostanie na dłużej w Waszych głowach, to Pokój będzie idealny. Irlandzko-kanadyjska produkcja wywarła na mnie ogromne wrażenie, dlatego Wam o niej wspominam.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz