17 stycznia 2018

Spacer zimowy


Czasem czas się dla mnie zatrzymuje, mimo niezdarności tego sformułowania. Idealne momenty przychodzą i przeciągają się niczym koty na koniuszkach moich rzęs, i dałabym głowę, że mruczą rozkosznie. Kilka stop-klatek, które mimochodem wpisują się na listę wspomnień (tych wyjątkowych, pielęgnowanych). Kilka stop-klatek, które chciałabym oglądać w nieskończoność, zmieniając tylko kąty patrzenia.

Dziś była u nas podręcznikowa zima (może do jutra się jeszcze utrzyma?). Należało więc pomyśleć o bitwie na śnieżki, prawdziwym bałwanie z jeszcze prawdziwszym garnkiem na głowie i o odzianiu się "jak na Sybir". Ku wielkiej wspólnej frajdzie dziadek wyjął moje stare sanki, a Dominik pierwszy raz tak aktywnie bawił się w śniegu podczas rundki testowej. Gdy poszedł na drzemkę matka konstruktorka domontowała oparcie do sanek. Wyłożyła je ciepłymi kocami i czekała. I czekała. I czekała. Aż po godzinie szesnastej nie wytrzymała i postawiła interweniować: przebudzić z drzemki śpiącego syna, a kiedy już wreszcie Domini wstał...

Wyszliśmy z domu, choć było już prawie ciemno. Ciepłe, pomarańczowe światło ulicznych latarń współgrało z jasnością bijącą od śnieżnego puchu, idealnie przecinając mrok. Dominik piszczał z radości, oczarowany tym, co właśnie widział: padającym śniegiem, białymi czapami na drzewach i domach, białymi dywanami na jezdni i chodnikach, zadowolony z karocy na płozach. Ten jego dziecięcy entuzjazm tak łatwo mi się udziela, to promieniste rozradowanie. Bycie mamą jest nieustanną przygodą. A najczęściej jest wspólnym przeżywaniem przygód wraz z dzieckiem. W taki mroźny wieczór, gdy nas dwoje sunęło niespiesznie opustoszałymi uliczkami, podziwiając świat po swojemu - ja, bo mam mojego brzdąca, on - bo ten śnieg to hipnotyczna i zimna niespodzianka, działy się rzeczy piękne, choć maleńkie. Działo się Szczęście.

Zupełnie sprzeczna piskom Dominika cisza otulała nas dodatkową warstwą zachwytu. To był nasz spacer idealny. Bez fanfar, bez telefonu, który nam zazwyczaj towarzyszy. Bez myśli niepotrzebnych i słów rzucanych na wiatr. Idąc do przodu w trzeszczącym śniegu rzucałam spojrzenia przez ramię: jak też rumiany od chłodu Dominik chłonie to, co go otacza? I zwyczajnie sprawdzałam, czy jeszcze mi nie uciekł z tych sanek, bo sunęły tak lekko! A on tam był za każdym moim spojrzeniem, będąc zarazem całym moim światem! Stop-klatka doskonała. Kompletna i absolutna! Najcenniejsza!

I całą mnie do reszty zdziwiła myśl, że to Dominik stwarza-mnie-tu-i-teraz. Co dzień od nowa.

Zaprawdę, śródnocnie pisząc te słowa, przyznaję się do jednego - nic nie równa się byciu mamą! Nic zupełnie!

Dobrej nocy!
A jutro pięknego dnia!
I dłuższej prawdziwej zimy! Z zaspami! I dzieciakami na sankach!




Ps. I okazało się, że zimą internet potrafi być wyjątkowo grymaśny. Post pisałam wczoraj, ale dopiero dzisiaj udało mi się go opublikować. 
Ps. 2. Śnieg przetrwał do kolejnego dnia, jutro już raczej schowamy sanki, bo temperatura na nieznośnym plusie.
Ps. 3. Zima zaskoczyła drogowców. Posypali nam drogi dopiero popołudniu, psując tylko jedno wyjście, ale i tak udało mi się znaleźć jedną ocalałą trasę! :)

Brak komentarzy

Prześlij komentarz