8 stycznia 2018

Cicho mi


"Północ jest cicha, ona pozwala
z lekką pościelą w świat się oddalać.
Jestem zbyt nisko, by spadać"

Za mną kolejny miesiąc milczenia. Kolejny miesiąc wyciszenia. A może nawet wycofania. Miesiąc grudniowy. Świąteczny. Pyszny, pachnący, rozbiegany, rozplanowany, po brzegi sekund wypełniony, upstrzonym brokatem i szkłem potłuczonych bombek. Naznaczony smakiem karpia, którego nigdy nawet nie spróbuję. I makiełek. I pierogów. Słodyczy przyciągających. I pomarańczy od dziadka. Grudzień nielekki, bo znów coś, gdzieś. Mój grudzień. Z pierwszą prawie samodzielnie skomponowaną i wykonaną kolacją wigilijną, z milionem nowych aut, autek i auteczek dla Dominika. I z tym prawdziwym, które dzień przed Wigilią zaniemogło skutecznie i nieruchomo. Grudzień z migawką słupską. I z moją nogą skręconą już prawie na mecie. Z Sylwestrem, z przejściem: 2017r. na 2018r.


Grudzień pełen nadziei, radości, strachu i tych emocji, które się chowa przed samą sobą.

Grudzień jak osika. I grudzień kapryśny.


"Północ jest cicha, ona pozwala
z lekką pościelą w świat się oddalać.
Jestem zbyt nisko, by spadać"


I wreszcie styczeń. Z 30-stką na karku, przywitaną dziś, niemal bezszelestnie, choć telefony dzwonią, powiadomienia mrugają i brzęczą.  30-stką, od której tyle oczekiwałam. Która miała mi życie ustawić w pionie sprecyzowanych ryzów, spokojnych ruchów i prądów sprzyjających. Z imprezą do białego rana, szampańską kompanią i muzyką z Mamma Mia!. 30-stką przekabaconą skokiem ze spadochronem, kilkoma balonami z helem i tortem poczwórnie czekoladowym.

Tymczasem obudziłam się równo o ósmej, w pogodny oszroniony poniedziałek, z wielką potrzebą zanurzenia się w smaku porannej kawy. Zupełnie taka jak wczoraj i przedwczoraj. Z włosem zmierzwionym, brwiami wymagającymi regulacji i nadal bolącą kostką. Z dzieckiem, którego moje dzień dobry nie przebudziło. Z własną melodią w głowie. Z zacnymi marzeniami i planami. Z kalendarzem do przepisania, żeby mi Wielkie Daty nie przepadły w czeluściach codziennych mechanizmów. Z tęsknotą maleńką za mężem, który daleko. Z brakiem pomysłu na obiad. I słońcem, które nie tylko za oknem...




Cała ja. Zawieszona w swoim maleńkim, prywatnym świecie, który czasem się chwieje nieznośnie, niezdarnie, częściej jednak swobodnie unosi się na wietrze. I z obietnicą, że ta impreza to w przyszłym roku już musi wypalić! I tort obowiązkowo być musi!

Dobrego Nowego Roku!
Dobrego stycznia, Kochani!
Niech się ta zima jeszcze rozbieli!
Niech Domowe Melodie urzekają miękko!
Niech się dzieje!






Brak komentarzy

Prześlij komentarz