31 stycznia 2018

Melancholia zimowa


Znam taką tęsknotę, której utulić się nie da. Tęsknotę, która wybija się ponad wszystko. I kawa ma jej smak. I oczy Dominika wypisane są jej barwą. Pohukiwanie jeszcze zimowego wiatru za oknem dźwięczy mi w uszach tą tęsknotą. I rwą się moje myśli. I ciągną mnie niewidzialne powrozy.

I nie milknie we mnie, choć tysiąc mam innych spraw na głowie. I nie chcę, by umilkła, prawdziwszą się czując w jej obliczu. I jestem nią, całą sobą! 



Szał spienionych morskich bałwanów igra w mojej głowie obrazami niespokojnymi. Złotawy piasek plaż przesypuje się między minutami na zegarku. I mewy, nie gołębie, połyskują mi skrzydłami w locie. Morze pachnie wilgocią. Morze pachnie wodorostami. Ale to wszystko półprawdy. Można szukać naukowych definicji zapachu morza: że sól, że wodorosty właśnie, że bakterie. Można też przymknąć oczy i wsłuchać się w siebie. Fale uderzające o brzeg muszą mieć zapach tajemnicy. Fale uderzające o brzeg mają zapach hipnotycznych eliksirów.

Morze, do którego tęsknię, pachnie dziś sztormem i tytoniem z fajki. Pachnie kutrami w porcie i sieciami rybackimi. Pachnie garstką zapaleńców na molo. I wariatów. A ja jestem wśród nich, chwiejna, krucha w oczekiwaniu. Na kolejną falę! Na kolejne jej uderzenie! Ponure skały, poszarzałe falochrony nikną w spienionym żywiole. Moje morze jest dziś niegościnne, ale tym bardziej pragnę być blisko. Poczuć to przeszywające zimno całym ciałem. Stać się prawie niewidzialna, przytłoczona ogromem wrzącego od złości granatu.


Czasem tęsknię za morzem bardziej, niż mogłam sobie to wyobrazić. Tego mi będzie najbardziej brakowało po przeprowadzce. Cząstka mnie pozostała na którejś z plaż. Cząstka mnie nigdy już nie będzie w pełni szczęśliwa na równinach...

Tymczasem zima rozchodzi się we mnie małymi smutkami. I kroplami deszczu bijącego o szybę. Lubię cię, zimowa melancholio. Naprawdę lubię!

Dobranoc!


Brak komentarzy

Prześlij komentarz