21 kwietnia 2017

Post o zachowaniu (nie tylko przy stole)


Miałam zupełnie inny pomysł na tego posta. W mojej głowie tłoczyły się radosne, a nawet nieco sielskie obrazki z ostatnich dni. Tak dużo się działo! Tak pięknie! Dom rodziców to moja oaza spokoju. A w świątecznej odsłonie - jest jeszcze lepszy! Bo gwarny, zatłoczony, z miłością, którą czuć już od progu - a wszystko to przemnożone przez wszystkich, którzy akurat wpadli z odwiedzinami.

Tymczasem zerknęłam do Tekstualnej i trafiłam na jej wpis: KLIK. I odebrało mi mowę. I mój cały dobry nastrój uleciał. W związku z pobytem u rodziców  - odcięta byłam od internetowego świata, a tym samym od bieżących informacji i zdarzeń. Kiedy więc trafiłam na posta u Moniki - musiałam sprawdzić o co chodzi. I powiem Wam, że od bardzo dawna nic mną tak nie wstrząsnęło! Dosłownie... odebrało mi mowę.

Już chyba większość internautów dała wyraz temu, co sądzą o mężu Karoliny Piaseckiej. Rafał Piasecki to przykład tego, jak wygląda/ zachowuje się odczłowieczony człowiek. Potwór. Nagranie, dramatyczne i przeszywające do szpiku kości, zamieszczone przez kobietę w sieci, szokuje, przeraża i daje wyraz temu, co dzieje się w wielu polskich domach, które z ulicy wyglądają tak sympatycznie. Wiecie, jasne światło w kuchni, wesoła firanka i zioła na parapecie. I wydaje nam się, że tak tam przytulnie! Tak rodzinnie! Tak miło! Zapewne w większości przypadków tak właśnie jest, ale... nie we wszystkich.

Książek nie ocenia się po okładce. I tę zasadę, by nie dać zwieść się pozorom, powinno stosować się w życiu. To nie jest tak, że nagle, od publikacji nagrań Karoliny Piaseckiej mamy sąsiadom wchodzić z buciorami do mieszkania, wtrącać się w ich życie i wypatrywać oznak: bo tam dzieje się źle. Taki podejrzliwy system również nie przyniesie niczego dobrego. Chodzi o to, by reagować, kiedy te oznaki są widoczne, by nie pozwolić sobie na bierność, gdy potrzebna jest zdecydowana reakcja! By nie udawać, że siniaków nie widać. By słyszeć, że płacz za ścianą trwa podejrzanie długo. By na słowo: "ratunku" - podać pomocną dłoń osobie, która tej dłoni potrzebuje, bo być może dzięki temu czyjeś piekło się skończy, ktoś odnajdzie w sobie siłę, by odejść i zawalczyć o siebie.

To, co zrobiła Karolina Piasecka, jest aktem wielkiej odwagi.

Uważam, że każdy artykuł, publikacja czy post piętnujący zachowanie domowego agresora są potrzebne. I każdy, nawet najcichszy głos mówiący o tym, że zacisze domowe to nie bezkrólewie i tutaj również obowiązują zasady współżycia społecznego - z naczelnym prawem do poszanowania wolności osobistej, jest ważny. Bo wystarczy spojrzeć na statystyki, by zdać sobie sprawę, że to nie jest temat odosobniony i odgrzewany. Każdego dnia ktoś pada ofiarą prześladowań we własnym domu: dzieci, żona, mąż; ofiarą przemocy fizycznej lub psychicznej. Przemoc domowa ma to do siebie, że dzieje się za zamkniętymi drzwiami, ale czasem te drzwi będą uchylone...


Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie napisała czegoś jeszcze, co wydaje mi się bardzo bliskie historii Karoliny Piaseckiej. Odkąd jestem mamą łapię się na tym, że staram się tak modelować moje zachowanie, by przekazywać Dominiemu od początku dobre wzorce. Bo dzieci są jak kalka, która odbija to, co obserwuje wokół siebie. To zachowanie rodzica determinuje w znacznej mierze zachowanie dziecka. Oczywiście, dużo do powiedzenia mają tutaj inne czynniki (jak choćby charakter czy temperament dziecka), jednak to postawa rodziców w życiu codziennym staje się fundamentem tego, jak postępować będzie młody człowiek. Dlatego uważam, że dziecko nigdy nie będzie odpowiednią widownią na scenie sporów między rodzicami. Kłótnie między partnerami, których nie da się chyba w zupełności uniknąć, niosą w sobie takie pokłady stresu, z którymi dziecko zmagać się będzie latami. Jasne, jesteśmy tylko ludźmi i czasem zwyczajnie nie udaje nam się opanować emocji. Pamiętajmy jednak, by dziecko widząc scenę małej rodzinnej awantury - zobaczyło również moment pojednania, tak, by utrwaliło sobie obraz rodziców, którzy potrafią się dogadać i nawet po kłótni - są dla siebie czuli i dobrzy, pełni szacunku, nie bojący się słowa: "przepraszam". Bo znów: z pozoru niegroźna afera małżeńska - dla dziecka może stać się widmem, które w przyszłości będzie mąciło jego poczucie bezpieczeństwa. I w tej przyszłości... może nie mieć sił do walki o siebie, przyjmując wzorzec ofiary, tej słabszej strony, która zawsze ulegać będzie roszczeniom innych. Lub też odwrotnie - może stać się katem, który swoją dominacją tuszować będzie własną słabość.

Nigdy nie wiemy, które wydarzenia z naszej codzienności będą miały największy wpływ na dziecko. Dlatego tak istotne jest, by nasz przekaz niósł pozytywne przesłanie. By nasze pociechy słyszały, jak używamy zwrotów grzecznościowych, jak proponujemy innym pomoc, jak inicjujemy sytuacje, w których liczy się dobro innych osób. To jest takie niby nic, ale jednak bardzo wiele. Często zapominamy o tym, by nazywać nasze działania, bo przecież wiemy o co chodzi. My dorośli wiemy. Jednak opcją korzystniejszą dla dziecka jest usłyszeć z ust rodziców: "Kupiłem mamie kwiaty, żeby sprawić jej radość", "Przygotowałam ulubiony obiad taty, bo miał ciężki tydzień w pracy i chcę poprawić mu humor", "Zabieram cię na spacer, bo lubię spędzać z tobą czas". To są takie okruszki, takie drobiny, ale one wpadają w ucho dziecka i zostają w jego głowie na dłużej.


Tabloidy lubią historie mrożące krew w żyłach. Lubią przemoc. Lubią pokazywać krzywdę ludzką. W moim poście chciałam jednak opowiedzieć o czymś pozytywnym, o tym, by docenić swoje życie. Spokój i normalność to towar bardziej chodliwy. I choć nie mogłam powstrzymać się od zabrania głosu w sprawie Karoliny Piaseckiej, to pragnę, byście z mojego pisania wynieśli dziś inną prawdę: bądźmy dla siebie dobrzy nawzajem, każdego dnia, w każdej sytuacji, a nasze dzieci będą szczęśliwe. Tak po prostu. Tak, jak im tego życzymy. Warto czasem przypominać sobie o takich oczywistościach!

Pięknego piątku! I udanego weekendu, który już na horyzoncie!




Brak komentarzy

Prześlij komentarz