2 marca 2017

Post o śmiechu, czyli przegląd komedii francuskich

Każdy z nas ma czasem gorszy dzień. I chyba każdy z nas ma swój sposób na to, by przegonić szarość myśli, strzepnąć kurz znudzenia z ramion i pochować smutki, te mniejsze i te większe, do pudeł czy kufrów. Gorszy dzień zawsze się dłuży, marudzi bezsensownie i jeszcze skrobie "marchewki", gdy akurat spacerujemy urokliwymi ścieżkami. Bo gorszy dzień wcale nie szuka dla siebie usprawiedliwień i nie potrzebuje przyczyny, by zaistnieć w naszym życiu na te 5 minut, rozpalając się efektownie, jak zapałka, choć nie jest powiedziane, że odejdzie równie efektownie...

Ja mam kilka scenariuszy na walkę ze słabszym czasem, kiedy wszystko bierze w łeb i wszystko jest pod górkę i wreszcie kiedy nic mi nie wychodzi. Dziś opowiem Wam o pierwszym z nich, choć na pomysł napisania tego wpisu wpadłam przypadkiem, korespondując z Przyjaciółką na komunikatorze, gdy poprosiła mnie o polecenie jej jakiegoś filmu do obejrzenia. I choć nie skorzystała z moich propozycji, bo skusił ją La La Land, to przy okazji okazało się, że... mam słabość do francuskich komedii - na liście, którą przesłałam Agnieszce znalazły się tylko one :) I choćby nie wiem jak źle mi było, to pewnikiem jest, że po włączeniu którejkolwiek z nich - humor mi się poprawi, rezon powróci i znów nie dam sobie chandrze w kaszę dmuchać.


A wszystko zaczęło się bardzo niewinnie. Były lata 90., a w niedzielne południa puszczano filmy z Louisem de Funèsem. Cykl o Żandarmie, Kapuśniaczek, Skrzydełko czy nóżka oraz Zawieszeni na drzewie to ledwo kilka tytułów, które przychodzą mi na myśl. Louis pojawiał się wciąż i wciąż, wcale mi się nie nudząc, a wręcz przeciwnie. Oglądałam te filmy mając lat... no, powiedzmy że 10. I okazało się, że ten typ humoru, naiwny nieco i oczywisty, ale przy tym wysmakowany i zabawny (wiem, dziwnie brzmi), bardzo mi odpowiada.

I choć miłość do de Funèsa nie minęła przedstawiam Wam spis kilku zdecydowanie bardziej współczesnych komedii francuskich, które mnie porwały, a może i Wam przypadną do gustu, jeśli jeszcze nie oglądaliście (w tym miejscu muszę również dodać, że poniżej nie znajdziecie obszernych streszczeń fabuły ani wyszczególnień kto z kim i dlaczego, ponieważ ten post ciągnąłby się w nieskończoność, ale mam nadzieję, że to Was nie zniechęci):

Miejsce pierwsze należy do Za jakie grzechy, dobry Boże? - i gwarantuję, że jeśli jeszcze nie znacie, to czeka Was półtora godziny śmiechu :) To jedna z tych obyczajowych historii rodzinnych, która ukazuje problem wielokulturowej Francji, bo jak to tak: mieć 4 córki i 4 zięciów różnych religii, o różnym kolorze skóry, a przecież przydałaby się choć jeden "normalny"...? Płakałam na tym filmie ze śmiechu. Doskonały żart sytuacyjny. Polecam z czystym sercem, bo to komedia lekka i miła! :)


Miejsce pierwsze, ex aequo, Wyszłam za mąż, zaraz wracam, czyli opowieść o dziedziczeniu fatum, które komplikuje życie miłosne głównej bohaterki, dając nam świetną okazję do pośmiania się z desperackich prób reanimowania swojego wyobrażenia o szczęśliwym wychodzeniu za mąż Isabelle, przy okazji których okazuje się, że to co najlepsze nie kryje się w ciele Brada Pitta czy innego superciacha. Świetny duet Diane Kruger i Dany'ego Boona (którego w tym filmie pokochałam miłością absolutną). Zaręczam, że Wam się spodoba!


Miejsce pierwsze, po raz wtóry, Przychodzi facet do lekarza - Dany Boon genialnie odtwarza rolę hipochondryka, który dla dziewczyny wpakuje się w tarapaty na skalę międzynarodową, ale najpierw musi pokonać własne słabości oparte na przekonaniu, że choruje na wszystkie możliwe choroby tego świata. I choć w komedii tej dużo jest cukru i szaleństwa, to ogląda się to jednym tchem, a później jeszcze, już po, człowiek wraca do niektórych scen i dusi się ze śmiechu :)


I ostatnie miejsce nr 1 przypada Asterixowi i Obelixowi: Misja Kleopatra. Uwielbiam. Uwielbiam. Uwielbiam. Był czas, że oglądałam po powrocie z uczelni codziennie. I kwestie znam na pamięć. I w dalszym ciągu, gdy ktoś mówi mi o jakimś terminie, to w mojej głowie miauczy: "na maj". Genialna komedia, nawet w kontekście tego, że samego Asterixa i Obelixa można by z niej usunąć, a i tak Numérnabis zrobiłby całą robotę za nich :) Świetna rozrywka!


Na miejscu drugim umieszczam Nietykalnych, których pewnie znacie, ale nie mogło ich zabraknąć w moim zestawieniu. Historia trudnej drogi do przyjaźni, historia zmagania się z chorobą, która odbiera człowiekowi prawo do intymności, ale i historia poprzeszywana ciętymi ripostami i żartami z zupełnie innego świata. Komedia, choć skłania do głębszej refleksji nad tym, czym jest życie i jak chcemy żyć. 


Miejsce trzecie oddaję Niebu w gębie, bo jest coś w tym filmie, co mnie urzekło (poza smakowitościami) - Hortense ujmuje, choć mam wrażenie, że mimo wszystko... brak tu finału. To jedna z najmniej komediowych komedii w moim spisie, ale miło oglądało mi się potyczki kucharki prezydenta z zazdrośnikami, dlatego i Wam podrzucam ten tytuł :)


Poza podium, ale bardzo blisko umieszczam Jeszcze dalej niż Północ na równi z Nic do oclenia. Te dwie odrębne komedie łączą dwie rzeczy: Dany Boon i fakt, że nie da się na nich powstrzymać śmiechu. Pierwsza opowiada o zesłaniu pewnego listonosza na koniec świata, albo i gorzej, bo na Północ. Druga to satyra, w której Unia Europejska stanowi przyczynek kilku absurdalnych sytuacji. Lekkie, zwiewne i niezobowiązujące pozycje dla umilenia wieczoru lub popołudnia. 



Dalej mam również sentyment do Wspaniałej, z racji cudownego oddania klimatu lat 50. Wow! Pięknie zrobiona historia, w której najważniejszą rolę gra opanowanie szybkości pisania na maszynie przez Rose. Mamy tu również wątek miłosny, niby pobocznie, niby na pierwszym planie, ale w spisie ulubionych filmów o tematyce romansowej bym go nie umieściła. Co innego w kategorii komedii francuskich, tutaj Wspaniała ma swoje miejsce :)



I na samym końcu: Kobiety z 6. piętra. Obraz współistnienia i przenikania się wzajemnego dwóch światów: jego, francuskiego maklera, któremu się świetnie powodzi i ich, imigrantek, które starają się jak mogę utrzymać swoje prace na służbie. Komedia oparta na prostocie, ale niesłychanie ciepła, jeśli tylko dacie jej szansę. Coś o tym, jak niewiele trzeba, by odmienić swoje życie. 
 
Więc jeśli złapiecie nieco gorszy dzień lub po prostu szukacie czegoś przyjemnego do obejrzenia, to dziś wieczorem, albo w któryś wieczór weekendowy, moja lista poleca się do sprawdzenia. Kieliszek dobrego wina czy też ulubiona herbata z sokiem malinowym, przygaszone światło i francuska komedia to połączenie idealne, które na pewno poprawi humor lub zwyczajnie oderwie od codzienności. Poza tym, śmiech to zdrowie, więc... warto! :) Jeśli skorzystacie - dajcie znać jak Wam się podobało :)
Udanego czwartku!


Brak komentarzy

Prześlij komentarz