8 lutego 2017

Post pospieszny - środa dniem podróżnika, czyli jedziemy do dziadków!



Środowy poranek pachnie kawą. Tą idealną, którą przygotowuje Sław. Słyszę, jak krząta się w kuchni, pewnie dosypuje cukru do cukiernicy. Obok mnie śpi Domini: oddycha miarowo i spokojnie, a ja rozczulam się patrząc na Jego spokojną buzię i delikatny uśmiech, rysujący się przez sen. To taki doskonały moment dnia: wszystko jeszcze w bezruchu, choć planów na dziś nie brakuje, wszystko jeszcze spowija nocne wyciszenie. To też moment na to, abym mogła przejrzeć zdjęcia z naszego ostatniego spaceru do Orzechowa. Ależ było pięknie!


Tymczasem czeka mnie szybkie pakowanie. Jedna torba podróżna, dwoje podróżników i pociąg PKP. Trochę się boję, bo dziś pierwszy raz wybierzemy się do dziadków Dominiego pociągiem. Czy mój Mały będzie grzeczny? Czy mu się spodoba? Czy dam radę ogarnąć temat od strony logistycznej? Trzymajcie kciuki.

Wyjmując z szafy torbę podróżną pomyślałam, że wizyty u dziadków są jednym z najważniejszych czynników, jakie wpływają na kształtowanie się charakteru dziecka. Ktoś powie: ale dziadkowie nie są od wychowywania, a jedynie od rozpieszczania. I wiecie co? - zgadzam się z tym, ale połowicznie. Bo tak, to rodzice wyznaczają dziecku granice tego, co można i tego, czego nie można, po drodze pokazując dziecku świat i przekazując odpowiednie wartości. Są oni odpowiedzialni za swoją pociechę i mają pełne prawo do decydowania o tym, co dla dziecka dobre.

Spotkania z dziadkami nie są i nie powinny być wchodzeniem w kompetencje rodziców. Dziecko nie może czuć się "pomiędzy". Nie może również znaleźć się w sytuacji, w której rodzice mówią "nie", a dziadkowie "tak", bo to je zwyczajnie dezorientuje.

Spotkania z dziadkami są jednak okazją do bliskości; do tego, bo ten mały człowiek doświadczał miłości i ciepła nie tylko ze strony rodziców. By czerpał wzorce, bo przecież kiedy dziadek zabierze na ryby, to i historie opowie ciekawe, i nauczy, choćby rozpalania ogniska. Bo babcia zawsze wysłucha i od progu powita ulubionymi powidłami, pokazując, że miłość można okazywać na tysiąc sposobów.

Uwielbiam, kiedy Domini jedzie do moich rodziców. Doceniam czas, który spędza u rodziców Sława. Widzę wtedy, jak bardzo Jego pojawienie się zmieniło nie tylko świat mój i mojego męża, ale również ich: czworo dorosłych ludzi, którzy cieszą się jak dzieci na widok jednego małego Chłopca. Oni poświęcają Mu całą swoją uwagę, On odejmuje im lat, zapraszając do "noski, noski, eskimoski".

Do końca życia nie zapomnę tej chwili, kiedy moi rodzice poznali Dominiego. Była niedziela i już prawie rozgościliśmy się po powrocie do domu ze szpitala w dniu poprzednim. Maleńki był tak kruchy i delikatny, że nie sposób ubrać tego w słowa. Co 5 minut podchodziliśmy do łóżeczka sprawdzić czy śpi, pozachwycać się naszym Cudem i... sprawdzić czy oddycha.
Kiedy moi rodzice parkowali przed blokiem patrzyłam na nich przez szyby naszego mieszkania, trzymając w ramionach Maleńkiego i ze wzruszenia płynęły mi łzy. Wiedziałam, że muszą jeszcze wdrapać się na nasze IV piętro i będą już ze mną, z Nim. To oczekiwanie uzmysłowiło mi, jak bardzo kocham moją Mamę i mojego Tatę. I że chcę, aby Domini mógł spędzać z nimi jak najwięcej czasu, bo to przywilej  mieć cudownych dziadków, móc na nich polegać i przybiec do nich z najmniejszą nawet bolączką.
Pierwsze przytulenie przez jużBabcię i jużDziadka to jeden z najpiękniejszych obrazków, który przechowuję w mojej pamięci. Radość, miłość i spokój zdawały się wirować wokół nas. I było tak doskonale.

Dlatego zawsze z zapałem pakuję nasz podróżny zestaw. Wiem, że czeka nas piękny czas.






Życzę Wam wspaniałej kontynuacji tygodnia i udanego weekendu :)
Wracam za tydzień!

                                            

Brak komentarzy

Prześlij komentarz