10 sierpnia 2018

Najmilsze, nieoczywiste!


Układam dziś zdania niespiesznie. Myśli szereguję odcieniami szarości. Jestem tutaj. Wolna. Spełniona i niespełniona. Z przykurzonym blogiem, przygaszonym przywiązaniem.

Wczoraj Ktoś Bardzo Ważny napisał do mnie dwie wiadomości: kurtuazyjną, powitalną. I drugą - dzięki której czuję dziś, że jestem. Od dawien dawna można mnie słowami uwodzić, budować, wznosić, kochać, ale i łamać, ranić i ganić. Jestem tą słowolubną, słowoczułą. Tą, dla której każde słowo ma znaczenie, ma swoje miejsce, swoje wnętrze szkatułkowe.
Wczoraj Ktoś Bardzo Ważny sprawił, że kilka słów, a może nawet tylko jedno, każe mi się uśmiechać, każe mi iść do przodu. Dziękuję!
W Idealnej Chwili, w miejscu nieidealnym, w czasie nieidealnym, z dala od tego, co idealne - moje myśli się rozjaśniły, bo tak rzadko ktoś trafia Wgłąb Mojej Duszy. Bo czasem nawet nie widząc się od liceum - wspomnienia i serdeczność dalej wiodą od codziennej relacji na komunikatorach.


Dlaczego Wam o tym piszę? Dzisiaj, z 10 na 11 sierpnia, późną nocą, gdy nawet ściany i okna wydają się pogrążone w głębokim śnie? Po miesiącu ciszy, kilku zaległych komentarzach, na które jak najspieszniej postaram się odpisać? Po wielu pomysłach na teksty, niewielu momentach zapału?
Wiecie dlaczego?

Bo życie nie jest czarno-białe! Bo zbyt często słyszałam ostatnio, że albo TAK albo TAK, bez szansy na wypośrodkowanie, bez tła i kontekstu, bez chwili zastanowienia. Mam wrażenie, że ostatnio świat ludzi wokół mnie dzieli się według następującego schematu: albo jesteś totalnym wygranym, albo kompletna z ciebie życiowa oferma (kocham to słowo!).

A przecież to nie tak! To byłoby zbyt płytkie, za banalne i... za proste.

Sednem funkcjonowania w świecie relacji międzyludzkich jest dla mnie uważność, tak, by nie przegapić, by nie zignorować, by być i nadawać znaczenie. Swoista forma lustra dla drugiej osoby, by nieść jej zrozumienie, empatię, krytykę. By słyszeć, a nie tylko słuchać.

Tego mi brakowało przez ostatnie miesiące. Tej prawdy, zamiast rozmów błahych, wyblakłych, jednopłaszczyznowych. Bo kiedy inni zdobywają szczyty, jeżdżą po świecie, poznają niuanse języka suahili, od rana do nocy wciągają przegrzebki św. Jakuba - my postawiliśmy nasz świat na głowie, w miejscu, do którego nie prowadziły żadne drogi, w rzeczywistości nieinstagramowej - by być przy moich dziadkach. Są momenty, kiedy mnie to przytłacza, są chwile, gdy obezwładnia mnie bezradność, bywa, że się boję. I żadnych słów-lekarstw, żadnych słów-balsamów... Mojego tlenu.

A potem przychodzi taki dzień. Zwyczajny piątek. Dziadek, jak co rano, wsiada na rower i jedzie po świeży chleb i najsłodsze jagodzianki. Dominek szaleje, Sław przysłał wiadomość, gdzie dziś jedzie, Babcia parzy herbaty, a Dziadek pewnie się z kimś zagadał pod sklepem. W telewizji leci Masza, kot zagląda przez okno, a pies zdaje się spać niespokojnie. I nagle widzisz, że Dziadek wraca nie sam, że ktoś go prowadzi, że mu pomaga. Wzywasz pogotowie, ogarniasz rzeczywistość, czekasz na uspokojenie chwili. Tym razem się nam upiekło, tym razem bez konsekwencji. Tym razem dałaś radę. Jest bezpieczny, jest cały.

To jest to moje pomiędzy. Między czernią i bielą. Między słodkim egoizmem, a ceną poświęcenia. Między tym, czego bym chciała, a co będzie dla mnie osiągalne. Ale z sercem! Z szacunkiem do samej siebie! Z siłą, bez której dni byłyby tak inne!

Po wszystkim, kiedy dom pogrąża się w głębokim śnie, a kakao słodko-gorzko upaja, wracam myślami do początków. I tych słów z wczoraj. Dobrze jest mieć przy sobie ludzi najmilszych, pełnych wiary, te duchy uważne, dusze pokrewne! Bo przecież - Wszystko czego dziś chcę!



Śpijmy więc dobrze! Lub w bezsenności liczmy gwiazdy na nieba tafli granatowej!
Niech nam się dobrze dzieje!




Ps. Kochanie, napisałam! Zdziwiony? ;)




Brak komentarzy

Prześlij komentarz