5 lutego 2018

Rok na morzu


Wieczorową porą, gdy dzieci już śpią, a domowe obowiązki schodzą na dalszy plan, przystaję nieruchomo przed oknem. Szklana kula bez kopuły prószy płatkami śniegu - to taki mały skrawek rzeczywistości, który łatwo mogłabym włożyć między stronice baśni i bajek. Ogień w kaflowym piecu strzela efektowniej od fajerwerków na sylwestra. A ja zwyczajnie lubię te wszystkie dawne zaszłości. Te wzory na kaflach, to prawdziwe ciepło i te żywe ogniki ognia, na które można zerkać przez uchylone drzwiczki.

Seaside Stories kołysze się łagodnie na spokojnych wodach mojego chcenia. Słowa zdają się prowadzić do celu, choć wciąż nie jestem pewna, czym jest ten cel, gdzie jest miejsce docelowe? Zakładając bloga miałam jasną wizję, w jakim kierunku mój blogowy statek będzie płynął. Dziś, równo po roku od opublikowania pierwszego posta, mogę napisać Wam tylko jedno: czasy się zmieniają, ale... miłość do pisania wpisana jest we mnie równo mocno, jak miłość do morza.


5 lutego 2017 roku ukazał się TEN WPIS. Wpis, który bardzo lubię, do którego czasem wracam. Debiut blogowy, bez którego nie byłoby kolejnych tekstów. Ale co najważniejsze - wpis, który nic a nic nie utracił na aktualności! Bo dziś czuję się dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy na klawiaturę przelewałam pierwsze słowa, myśli, zdania! Za każdym razem, gdy zasiadam do komputera, by stworzyć posta - przepełnia mnie to charakterystyczne twórcze podniecenie - głód słów, głód zdań, głód przelania myśli jasno i klarownie, ale... ze szczyptą mnie. Z tą osobliwą esencją z głębi siebie samej, jaką obdarzony jest każdy, kto pisze. Mam nadzieję, że dzięki temu do mnie zaglądacie!

I choć minął już rok od powstania bloga, mój rok na morzu słów - dziś nie będzie żadnych podsumowań. Tworzenie tego miejsca wymyka się moim planom, a próby ujarzmienia siebie w procesie tworzenia - nie przynoszą skutku. Wolę więc pisać wtedy, gdy wyraźnie tego potrzebuję. Marzę o regularności jednego posta na tydzień, ale wiem, że będą zdarzały się odstępstwa, bo czasem zwyczajnie zabraknie mi czasu, nie będę miała zasięgu z internetem lub... po prostu przez moment igrać będę z deficytami ochoty, weny, radości z pisania. Wtedy Seaside Stories utknie na mieliźnie, ale nie na długo, to pewne. Bo tym, co o sobie wiem na pewno, jest fakt: pisanie to mój tlen - bez niego, na dłuższą metę, nie istnieję!

Tymczasem wszystko jest na swoim miejscu. Słodki sen Dominika, przytulny SMS od Sławka. Kubek z kawą. Mała lampka, która delikatnie rozświetla pokój. I śnieg za oknem, ten zimowy przyjaciel. Wpatruję się w dal. Noc przychodzi atramentową ścieżką, a księżyc chowa się za chmurami. Mam wrażenie, że świat na moment zwalnia. A może to ja zwolniłam w mojej pogoni za harmonią? Lub może ta harmonia oplotła mnie dziś pledem utkanym ze spokoju i ciszy?

Z okazji roku Seaside Stories życzę sobie, by każdy mój tekst oparty był na szczerości wobec mnie samej, bez nadęcia czy wypluwania postów, jak z taśmy produkcyjnej. I tego, by morze zawsze szumiało mi w głowie pięknem, które słowom się wymyka.

Wam zaś życzę przyjemnej lektury! Tego, byście czytając moje teksty, odpoczywali, koi nerwowość chwil, odgadywali moje niedopowiedzenia i widzieli obrazy, które staram się dla Was wypisywać wieczorami takimi jak ten... :)

Dobrej nocy!
I gwiazd na niebie!


Brak komentarzy

Prześlij komentarz